Może jakieś kolorki ...
A może balejaż ... niemożliwe ... możliwe :)
Kiedyś szykowałam miot do przeglądu hodowlanego, poszłam ostatniego wyczesać, wydmuchać, zrobić go na bóstwo ... a reszta towarzystwa miała sobie spokojnie czekać w kuchni.
Czekały ... tylko znalazły sobie bardzo ciekawe zajęcie.
Jak sobie coś dłubie z decu, to cały majdan leży w kuchni na stole ... tak żeby nie przeszkadzał ... odsunięty pod ścianę ... i w tych moich skarbach były farby olejowe.
Gdzie ja je zostawiłam, nie mam pojęcia, ale one się do nich dobrały !!!
Farbki w zasięgu pyszczka ... to i się zaczęło...
Jak weszłam do kuchni to serce przestało mi bić, naprawdę, stałam i nie wiedziałam co robić ... wierzcie, do śmiechu mi nie było.
W pierwszej chwili, ze strachu czy to da się zmyć, to się popłakałam.
Ale ciepła woda z płynem do naczyń jakoś tą tęcze z nich pomogła usunąć.
Tak z grubsza wyglądały po wstępnym płukaniu.
A to twój Szinuk Aguś :)
Całe szczęście, że wtedy były tylko cztery maluchy w miocie :)))