PIERWSZY I JEDYNY TAKI BLOG O SAMOYEDACH

środa, 23 października 2013

Mamy białaski :)

MAMY SZCZENIĘTA!
20.10.2013 nasza Kiara  KIA ORA HONEY The Glow Of The Snowy Star
 urodziła 6 pięknych szczeniąt.
Świat ujrzało  5 suczek i 1 piesek..
Tatą został pies importowany z Niemiec do Austrii - Mł.Ch. FEDON ARES von Barendorf.
ZAPRASZAMY DO REZERWACJI SZCZENIĄT Z TEGO UNIKALNEGO SKOJARZENIA!

20.10.2013 in our kennel , The Glow of the Snowy Star, born 6 puppies - 5 females & 1 male.
Sire: JCh. FEDON ARES von Barendorf (HD:A, ED:0/0, eyes: OK)
Dam: Ch. KIA ORA HONEY The Glow Of The Snowy Star (HD:A, eyes: OK)

Tym większa nasza radość, bo matką została sunia wyhodowana w naszej hodowli :)

Faktem jest, że w nas już od dawna  kiełkowała taka myśl, by naszą sunię pokryć psem nie tylko wystawowym ale i pracującym :)
I w efekcie "burzy mózgów" zdecydowaliśmy się jechać na krycie do Austrii, do Aresa :)
W tej "burzy" swój ogromny udział miały dwie zakręcone dziewczyny, Paulina i Aga.
Dzięki dziewczyny :)
Pewnie by do tego nie doszło, gdyby nie ogromna pomoc Pauliny. Ona szukała, rozmawiała , mailowała, sprawdzała wszystko i nam do "zatwierdzenia" podsyłała :)
Bo moja znajomość angielskiego na poziomie szkolnym pozostała :)

Jak już wybraliśmy tego jednego, jedynego to było ustalanie wszystkiego z właścicielami Aresa, znowu nieoceniona okazała się Paulina :).
Jak już mieliśmy wszystkie papiery w porządku to pozostało już tylko czekanie na "dni " u Kiary by móc jechać.
Badanie progesteronu ...w sobotę/niedzielę jeszcze za niski ... a w poniedziałek , o rety już za wysoki !
i co robić, lekarz radzi jechać, rozum ... zostać :)
Już dawno wiedzieliśmy, że mamy jechać ale zawsze było ... za kilka dni ... a tu wyszło ... natychmiast.
Spakowani byliśmy w godzinę i w drogę.
Liczyła się każda godzina, a tu w Niemczech wypadek. Staliśmy w korku prawie 5 godzin. Potem pogubiliśmy się troszkę.

 Dobrze, ze w czasie gdy zegarek był przedmiotem, z którego nie spuszczaliśmy wzroku, chociaż widoki były cudowne :)


Paulina na telefonie z właścicielami kawalera, bo już dawno powinniśmy być a tu nas "ani widać ani słychać".
Dojechaliśmy i tu problem. Mój angielski i męża niemiecki , hm, pozostawia dużo do życzenia.
I znowu niezawodna Paulina ...
Psiaki przypadły sobie do gustu, my szczęśliwi, że  jednak dojechaliśmy na czas :)
Wieczorem jeszcze były problemy w rozmawianiu, ale już następne dni były nasze.
Tłumacz googlowy dobrze się sprawił w niemieckim, a mój angielski rozumiały dwie wspaniałe córki przemiłych zresztą, gospodarzy.
A i Ares na żywo okazał  się tak samo piękny jak na zdjęciach :)

    Ten siedzący to Ares :)

 A dzięki tym przesympatycznym dziewczynom Erni i Barbary Ginther  czas jaki spędziliśmy u ich rodziców Elmara i Angeliki był naprawdę udany i  na długo zapadnie w naszej pamięci :), raczej na zawsze :)
 Spędziliśmy czas na zwiedzaniu, i to co nam dziewczyny pokazały zaparło nam dech w piersiach.
Wywiozły nas w najwyższe partie Alp, na terenie Austrii :)



 Szkoda, że zdjęcia nie mogą oddać atmosfery, odczuć ...
 Podczas prawie całej drogi słychać było tylko moje ... o matko, o rety, imiona wszystkich świętych i ... czy już jesteśmy na miejscu i mogę otworzyć oczy :)

Na dzisiaj tyle, maluszki będą jutro :) :) :)